piątek, 22 lutego 2013

Datong: Wisząca Świątynia i Groty Yungang

Marika: Planując tę wyprawę wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, ponad 900 km w 30 godzin. Byliśmy godzinę wcześniej na dworcu żeby przejść spokojnie przez wszystkie bramki. Czas pozwolił nam na kolację w McDonaldzie (jak się później okazało, słuszna decyzja). Kupując bilety poprosiliśmy miejsca koło siebie - dostaliśmy względnie obok siebie ;-) Tłumu, który nam towarzyszył nie da się ująć słowami. Bydło, chamstwo, smród i te ciągłe przepychanie się. Pociąg był wypełniony po brzegi, łącznie z miejscami stojącymi. Podróż trwała prawie 7 godzin, dotarliśmy do Datong po 6 rano. Znieśliśmy to "na szóstkę" i o 7 wyjechaliśmy wypożyczonym autem wtaz z kierowcą do Wiszącej Świątyni, gdzie byliśmy jako pierwsi i udało się nam zrobić zdjęcia bez dzikich tłumów. Dodam, iż było mroźno:  - 16 °C, ale słońce i bezchmurne niebo szybko zrekompensowały się. Następnie udaliśmy się do grot. Już samą atrakcją była jazda samochodem w stylu chińskim - dla tych co nie wiedzą: zupełny brak zasad ruchu drogowego :-) Po miłym spacerze między grotami z wykutym Buddą pojechaliśmy spowrotem do Datong. Poprosiliśmy o odstawienie nas na dworzec, a wylądowaliśmy w centrum miasta wielkości Warszawy. Kierowca twierdził, że dworzec jest na końcu ulicy. Okazało się, że był, ale tylko w tym kierunku, który wskazał - 1,5 godziny szybkim marszem i 10 ulic dalej... Zdecydowanie Datong nie jest atrakcyjny, większa część to ruiny, slumsy, wszystko to przypomina przedmieścia Kairu.Zmęczeni, wytyrani chcieliśmy zmienić bilety na leżące miejsca i kilka godzin wcześniejszy odjazd. Nie udało się. Były już tylko miejsca stojące. Zostało nam 8 godzin do nocnego pociągu (dość sprawnie poszło zwiedzanie), żeby nie czekać na ulicy, dworcu czy poczcie, wykupiliśmy pokój w pobliskim hotelu. Szybki lunch z suchego prowiantu i ucięliśmy sobie komara przed koszmarną podróżą powrotną. 
Pociąg nie był zapchany na full, więc usiedliśmy razem. Do Pekinu dojechaliśmy o 5 rano i uradowani widokiem "własnego" łóżka poszliśmy spać.
Mam nadzieję, że była to najcięższa wycieczka i będzie tylko lepiej, bo w naszych planach nie ma już długodystansowych przejazdów pociągiem (prócz relacji Pekin - Shanghaj 1300km w niecałe 5 godzin pociągiem TGV). Resztę trasy będziemy przemierzać, samolotem, autokarem, rowerami i łódką. Na sobotę w planach jest tylko wioska olimpijska i odpoczynek po bardzo ciężkich 5 dniach.





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz