poniedziałek, 4 marca 2013

Autokar z łóżkami i wjazd do Hong Kongu

Zostaliśmy zgarnięci z hostelu z lekkim poślizgiem. Przyjechał po nas jakiś pan czteroosobowym autem. W drodze na dworzec okazało się, że zajeżdżamy po jeszcze jednego turystę (skąd wiem, że turysta? Bo był biały i miał plecak ;-) ). Na dworcu przechwyciła nas Chinka, która oczywiście nie mówiła po angielsku i dała w zamian za paragon (jedyny dowód opłaty za bilety, bo fizycznie nie ma biletów) wybazgraną ręcznie w krzaczory kartkę, na której jedyną rzeczą mi znaną była cyfra 3. Chyba chodziło, że my też 3 ludzie :-)
Kiedy autokar przyjechał, okazało się, że jest lekko zapchany. Ostatecznie kierowca zabrał naszą trójkę i jeszcze trzech białych, reszta nie pojechała. Dostaliśmy nawet miejsca leżące.
Kto by pomyślał, że takie busy istnieją. Są nawet pojemne, bo piętrowe łóżka, ustawione w 3 rzędach i 7 szeregach mieszczą w sumie 45 osób (+ dodatkowe miejsca na podłodze z tyłu i przodu). Nogi ułożone zgodnie z kierunkiem jazdy. Dostałam miejsce pod sufitem, po środku, w pierwszym szeregu, czyli stopy na przedniej szybie nad kierowcą. W między nogi zwisał mi telewizor - na szczęście szybko go wyłączono. Obok mnie, tuż za czterdziesto centymetrowym korytarzykiem leżała Kasia, czyli miejsce pod sufitem od okna. Maciek leżał na samym końcu z innym białym. Na wejściu do busa kierowca każe zdjąć buty i spakować je do reklamówki. Teraz możecie sobie wyobrazić smród w środku, aż szczypie w oczy!! Pisze tego posta w czasie jazdy. Od wyjechania z Yangshuo minęły 2 godziny, a ja nadal czuje ten odór... Łóżka mają 50 cm szerokości, moje łokcie już się nie mieszczą. Każdy ma poduszkę i duży, gruby koc. Ja dodatkowo swoją poduszkę, dużą torebkę w nogach (Mamo! Paczaj jak nie będziesz jej nosić ;-) ), kurtkę pod sobą, bluzę i sweter na sobie, saszetkę na biodrach, kapelusz i buty przywiązane do barierki, a plecak podręczny między udami, no i jak mogłabym zapomnieć: kontuzjowane kolano :-P Wnętrze jest klimatyzowane, ale to nic nie znaczy. Szyby zaparowane, aż ściekały. O 3:00 (czyli po 6 godzinach od wyjazdu) mieliśmy godzinny postój na stacji benzynowej. O 7 mamy być na granicy. Wcześniej było mnóstwo przystanków i prawie wszyscy wysiedli. My i inni turyści jedziemy do końca. Odór skiszonego mixu butów dalej czuję, pomimo, iż zalegam w tym już 9 godzin i 40 minut. Kiedy kierowca zaczął wrzeszczeć oznaczało to koniec jazdy. Chyba wykiwał wszystkich białych, bo zamiast granicy był dworzec autobusowy. Do granicy telepaliśmy się jeszcze autobusem miejskim, potem z buta trochę, potem przejście graniczne i dojście do stacji metra, a to wszystko znowu jak wielbłądy, obładowane po szyję. Dodam, żeby dostać się do centrum, musimy przejechać się 3 liniami metra.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce po godzinie szukania pokoju w pośród 200 hostelach, które mieszczą się w jednym budynku, trafiliśmy na bardzo miłego hindusa. Zaproponował nam pokój dla 4 osób taniej niż pokój dla 3. Także lokujemy się i będziemy działać.
Zostaniemy tu do końca naszej chińskiej wyprawy.

Prawdopodobnie w czwartek rano popłyniemy do Makau na cały dzień i wrócimy nocnym promem. Wszystko okaże się na miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz