sobota, 9 marca 2013

Witaj ojczyzno!

Marika: Lot do Moskwy trwał 10h 30 min, plus przesiedzenie swego przed startem i po lądowaniu na pokładzie. Czas umilały nam komputery w siedzeniach, każdy z nas obejrzał parę filmów, które sobie wybrał. Ja zadużyłam się w graniu w golfa i pokera na monitorze. Kasia i Maciek nawet się zdrzemnęli.
Posiłki były niby dobre, ale szczerze mieliśmy już tego sztucznego jedzenia dość. Szybka, powiedziałabym ekspresowa przesiadka w Moskwie i już siedzieliśmy na pokładzie boeinga do Warszawy i kolejny, trzeci plastikowy posiłek. Tylko dwie godziny lotu. Wszystko sprawnie poszło, pilot poinformował o pogodzie: -2°C, mocny wiatr czołowy, pomimo kilku szarpnięć przy "siadaniu", udało się. Ilość startów równa ilości lądowań!

Następna zagwostka, czy są nasze bagaże?! O tak! Były wszystkie trzy sztuki deklarowanego bagażu. Panom celnikom nie wpadliśmy w oko - być może, patrzyli na nasze porwane, przechodzone buty i na tej podstawie wywnioskowali, że żadnej podrobionej Prady czy Louisa V. nie wieziemy.

Mieliśmy jeszcze ponad godzinę do odjazdu busa do Białegostoku. Względne odświeżenie, wyciągnięcie kurtek zimowych i ich aplikacja ;-)
Za 3 godziny powinniśmy być w domach, a za 4 w swoich wymarzonych łóżkach :-)

Nasza wyprawa dobiegła końca. Mamy wrażenie, że nie było nas znacznie dłużej niż 3 tygodnie. Doznaliśmy uroków chińskiej zimy, wiosny i lata. Amplituda jaką dziś przeżywamy to tylko 31°C (najwyższą jaką dotychczas miałam wracając do kraju to 72°C). W Pekinie ubieraliśmy się na cebulkę, po kilka bluzek, sweter, bluza, kurtka i inne wspomagacze, jak rajstopy, opaski, rekawice, czapki i kaptury. Ostatnie 4 dni paradowaliśmy w szortach i strojach kąpielowych. Dziś wiemy, że decyzja o kolejności zwiedzanych miast była słuszna. Na koniec należał się nam odpoczynek, bo lada moment wracamy do codzienności i nie będzie już tak kolorowo.

Pozdrawiamy wszystkich czytelników bloga! Do szybkiego zobaczenia :-)

4 komentarze:

  1. Cieszę się że już zaraz w łóżku swoim będziecie. I czekam z niecierpliwością na relację na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie tak zaraz, mamy obsuwę małą. Dopiero Ostrów M. W godzine nie da rady 94 km. Przez tę bliskość sraszliwie mi się dłuży. Już dawno nie chciałam tak bardzo do domu, a tym bardziej, że czeka tam na mnie mój długo wyczekiwany schabowy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podróż dobiegła końca, więc usuwam bloga z listy ulubionych ;) Chyba, że jeszcze jakieś foty będą :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojjjjj, może jeszcze coś się pojawi, a raczej na pewno, jednak za jakiś czas, jak inne rzeczy przestaną być priorytetem :)

    OdpowiedzUsuń